Historia

Pozwólcie mu leczyć, 1991 r.

Sobota, 22 Czerwca 1991
Gwiazda Polarna
Pozwólcie mu leczyć

Artykuł oryginalny na samym dole.

Jest to historia człowieka, który czterdzieści lat swojego życia poświęcił niesieniu pomocy ludziom chorym, na których oficjalna medycyna nierzadko położyła krzyżyk. Ta także opowieść o tym, jak wszechpotężna biurokracja przywiązana do utartych schematów myślenia, potrafi niweczyć czyjś wieloletni trud i skazywać na środowiskowy ostracyzm.

Pisano o nim wielokrotnie – nie zawsze w sposób przemyślany i odpowiedzialny. Wydrukowany – przed laty w „Gazecie Zielonogórskiej” artykuł „Kim jesteś doktorze P”, którego autor nie dotrzymał słowa i ujawnił nazwisko oraz adres bohatera publikacji spowodował, że dom dr. Tadeusza Podbielskiego w Międzyrzeczu Wielkopolskim zaczęły oblegać tłumy. Ciężko chorzy ludzie stali pod drzwiami i oknami dzień i noc, błagając a pomoc. Aplikowane przez dr Podbielskiego preparaty zawierające mikroelementy przyniosły mu nie tylko rozgłos ale również ściągnęły na głowę poważne kłopoty. Pewnego dnia – było to przed dwudziestu pięciu laty właśnie – w jego mieszkaniu zjawiła się milicyjna ekipa. Zarekwirowano ponad tysiąc listów z podziękowaniami od chorych oraz gruby brulion dr Podbielskiego z jego osobistymi notatkami

Przez kilka miesięcy prokurator i funkcjonariusze MO wychodzili ze skóry, by w stosie korespondencji oraz innych zapiskach znaleźć dowód na to, że prowincjonalny lekarz weterynarii, pomagający bezinteresownie ludziom (pobierał opłatę tylko za preparat) zaszkodził swoim pacjentom, co umożliwiłoby postawienie go przed sądem. Dowodów takich zabrakło. Mimo to prokurator sporządził akt oskarżenia, inicjując serię procesów przeciwko “znachorowi”, któremu narzucił, że uprawia swoją działalność bez uprawnień przewidzianych ustawą o zawodzie ` lekarza. Na szczęście sądy okazały w tej sprawie znacznie więcej zdrowego rozsądku i zwykłej ludzkiej wrażliwości. Zapadły orzeczenia uniewinniające oskarżonego i umarzające w stosunku do jego osoby postępowanie.

Doktorowi Podbielskiemu pozostaje do dziś przede wszystkim wdzięczność chorych oraz wsparcie takich, jak on entuzjastów ze środowiska lekarskiego. Dla Ministerstwa Zdrowia, dla ekspertów z Komisji Leków pozostaje nadał tylko :sędziwym upartym konowałem” – jak był to uprzejmy określić jeden z resortowych urzędników w prywatnej rozmowie z reporterem przed siedmiu laty. Tak traktowano przez długie lata i traktuje się nadal człowieka, który w 1977 r. na swoje preparaty z mikroelementami określane jako biogenny stymulator otrzymał oficjalny patent i stosuje je do dziś z pożytkiem dla chorych.
Wielka przygoda dr. Tadeusza Podbielskiego z mikroelementami, a później pasja jego życia, zaczęła się po drugiej wojnie światowej. Miał w tym czasie za sobą piękną kartę okupacyjną, pomagał jeńcom w ucieczkach z obozów.

W 1945 r, jako. lekarza weterynarii oddelegowano go na Ziemie Zachodnie, by zorganizował tam państwową służbę weterynaryjną. Powiat był rozległy 70 km z północy na południe i 30 ze wschodu na zachód. Ściągała tu ludność z różnych stron Polski.
Zaobserwował wnet rzecz dziwną i niepokojącą zarazem: w niektórych wsiach bydło nie chciało jeść nawet pięknej trawy, zimą zaś, mimo że po uszy leżało w sianie, chudło i zdychało z głodu. Gdzie indziej za to pożerało nawet badyle i przegniłe szmaty. Wiele zwierząt padało, a stosowanie dostępnych środków nie dawało efektów. Co gorsza, chorowali też na tych terenach ludzie. – Gnębiło mnie to – wspomni po latach. – Zastanawiałem się, jak temu zapobiec. I wówczas przyszło mi do głowy, że tutejszej glebie musi czegoś brakować.

W 1950 r. pobrał próbki gleby, trawy, siana i wody. Badania przeprowadzone w Instytucie Uprawy i Nawożenia w Poznaniu potwierdziły jego przypuszczenia. W dostarczonych próbkach nie znaleziono kobaltu, brak było też innych pierwiastków. Skłoniło to dr. Podbielskiego do podawania bydłu preparatów miedziowych, jednak poprawa nie była zadawalająca. Wreszcie zdobył kobalt – uważany wówczas za środek toksyczny i nie stosowany w lecznictwie. Przygotowany roztwór sprawdził na sobie. Sekundowała mu w tym żona, wierna towarzyszka życia i pracy. Dawka właściwa!

Zaczął wypróbowywać na zwierzętach. I oto stał cud. Konie, krowy, świnie i owce odzyskały apetyt, przybierały na wadze, w przypadku krów wydatnie poprawiała się ich mleczność. Jednocześnie zaobserwował, że w zagrodach, gdzie chorowały zwierzęta, niedomagali też ludzie, dzieci były opóźnione w rozwoju. Skoro preparat pomagał zwierzętom, dlaczego nie miał pomóc człowiekowi?

Zadecydowały dwa przypadki; które pamięta dokładnie do dziś. Pewnego dnia pojechał na wezwanie rolnika, którego krowa złamała nogę. Badając ją nie po raz pierwszy skonstatował, że zwierzę ma bardzo kruche kości – znaczy w organizmie brakuje wapna i fosforu. Po zrobieniu “opatrunku” zajrzał do mieszkania, gdzie zobaczył trzymiesięczne chore dziecko ze zmarszczkami jak u starca, wycieńczone gorączką, wymiotujące. Jego matka uskarżała się od dawna na silne bóle głowy, występowały też zaparcia. Organizm był najwyraźniej zatruty; brakowało mu składników niezbędnych do prawidłowej przemiany materii. Powiedział sobie: trudno ryzyk – fizyk i zaordynował mikroelementy TP-1. Poprawa zdrowia u maleństwa i matki zaznaczyła się już po kilku dniach, a co ważniejsze okazała się trwała.

Potem leczył mikroelementami psa pewnego wojskowego, który przyprowadził do niego swą sukę z zamiarem jej uśpienia. Miała na sutku guz wielkości gęsiego jaja. Podbielski zaproponował, by zaczekać ze śmiercionośnym zastrzykiem, podawać natomiast przez pewien czas wilczycy do wody dawkę preparatu z mikroelementami. Po tygodniu pies “ożył”, a guz wyraźnie zmalał. Pobrany wycinek wykazał, że był to złośliwy nowotwór. Właśnie wtedy sanitariusze namówili dr Podbielskiego, by pojechał do ciężko chorej kobiety.

Zapis w jej karcie szpitalnej brzmiał: “Carcinoma Corporis Uteri” – rak macicy. Niewiasta nie podnosiła się już z łóżka; cierpiała ostre bóle, głośno jęczała. Wcześniejsze naświetlania okazały się nieskuteczne. Głęboko poruszony nieszczęściem weterynarz namówił domowników, by w podawanej pacjentce wodzie rozpuszczać pewną dawkę preparatu z mikroelementami. Już po trzech dniach przyjmowania TP-1 chora zaczęła sama wstawać, a bóle rychło ustąpiły. Żyła jeszcze – to wiadomość pewna, dokładnie sprawdzona 17 lat, intensywnie przy tym zajmując się gospodarstwem. Jako lekarz weterynarii nie miał prawa leczyć ludzi. Chciał więc sprawę skonfrontować z medycyną, zalegalizować, swoją działalność. Miał nadzieję, ze uda mu się dopiąć swego celu, gdyż nie czerpał z niej zysków. Pragnął jedynie, by to, do czego doszedł, służyło człowiekowi. Ale medycyna oficjalna nie kwapiła się z wyciągnięciem ku niemu ręki.

Nie wiedział, jak całą rzecz ruszyć z miejsca. Nawet jego przyjaciel lekarz-chirurg uznał sprawę za trudną. Pomógł jednak dotrzeć do Instytutu Onkologii w Warszawie. – Tam odpowiedziano – wspomina dr Podbielski, – że nie mogą sprawdzać na pacjentach środka, który nie został zbadany na myszkach, królikach itp. I na tym stanęło.

Potem pojawiła się realna szansa przełamania impasu. Związane z nią nadzieje były tym większe, że przypadków powrotu do zdrowia – po stosowaniu preparatu z mikroelementami – było coraz więcej. Obserwacje dowodziły na przykład, iż ordynowane przez dr. Podbielskiego sole pierwiastków śladowych korzystnie wpływają na ogólną przemianę materii, okazują się pomocne przy niedokrwistości, schorzeniach przewodu pokarmowego i wielu innych dolegliwościach. W opracowaniu “Korzystne wyniki stosowania mikroelementów u zwierząt i ludzi” wyczerpująco udokumentował i przedstawił szesnaście takich przypadków. Oficjalna medycyna nadal jednak rygorystycznie broniła weterynarzowi wejścia na teren zawarowany jedynie dla niej.

I właśnie wtedy pojawił się wspomniany cień szansy. Ponieważ wszystkim zgłaszającym się doń chorym z nowotworami dr Podbielski – ordynując swoje preparaty bezwzględnie nakazywał równoległe leczenie w instytucie onkologii, niekiedy wręcz ich do tego zmuszał pod groźbą odmowy udostępnienia mikroelementów. (wówczas już powstał drugi preparat, TP-2, silniejszy i wzbogacony o kolejne składniki) kilka pacjentek z Gliwic, które wcześniej zawiesiły terapię w tamtejszym Instytucie Onkologii, pod wpływem “znachora” podjęło ją na nowo. Lekarze, do których się zgłosiły, nie potrafili ukryć zaskoczenia. Byli przekonani, że pacjentki te dawno nie żyją (ich teczki były odłożone na półkę). Kiedy zaś usłyszeli o zażywaniu mikroelementów doktora z Międzyrzecza wystosowali do niego list zapraszający do współpracy. Podpisał go ówczesny dyrektor Oddziału Onkologii w Gliwicach, dr. J. S. Niestety i tym razem skończyło się na niczym.

Podbielskiego zapewniano wprawdzie o poparciu („Proszę nas, panie doktorze, nie przekonywać do pańskiej metody; my jesteśmy do niej przekonani na przykładzie naszych pacjentek”) jednak sprawa utknęła rychło w martwym punkcie, gdyż uznano, że preparat trzeba najpierw gruntownie zbadać, a klinika miała trudności z otrzymaniem soli kobaltu, miedzi i żelaza w tzw. formie czystej. W końcu zaś okazało się, iż do przeprowadzenia badań brakuje odpowiednich warunków. Podobnym fiaskiem skończyła się współpraca z Kliniką Endokrynologiczną Akademii Medycznej w Łodzi. gdzie wstępnie zgodzono się na eksperymenty, a później z nich zrezygnowano.

Z listów do dr. Podbielskiego: “Otrzymałem w lipcu ub. r. komplet roztworów Pana Doktora od kolegi, z którym mieszkałem w jednym pokoju w sanatorium…Byłem bardzo poważnie chory na serce i ciśnienie tętnicze. Miałem dwa razy wylew krwi… Kilkakrotni przeszedłem ataki serca, karetka pogotowia zabierała mnie do szpitala. Leżałem w sali reanimacyjnej. Od czasu, jak używam roztwory TP-1 i TP-2 nie miałem ani jednego ataku serca, a ciśnienie utrzymuje się w normie.”

“Upłynęło już sporo czasu od chwili, kiedy byłem ze swoim mężem i kuzynem u Pana Doktora. Przyjmujemy preparat i są już duże postępy w naszym zdrowiu, z czego jesteśmy bardzo zadowoleni. Pijemy również pokrzywę i słomę owsianą, które zawierają naturalny kobalt. Będąc u Pana Doktora i widząc jakie procesje chorych Pana nawiedzają, mieliśmy łzy w oczach. Jest Pan szlachetnym człowiekiem i czyni Pan tyle dobrego dla ludzi chorych, którzy potrzebują pana pomocy”. (korespondencja z Kanady).

Z uzasadnienie wyroku Sadu Wojewódzkiego w sprawie dr Tadeusza Podbielskiego oskarżonego o stosowanie niedozwolonych praktyk paramedycznych wbrew ustawie o zawodzie lekarza – wyroku, mocą którego sąd ten oddali rewizję prokuratora od wcześniejszego orzeczenia sądu powiatowego, umarzającego postępowanie. W dobie, gdy nie ma jeszcze pewnych i skutecznych środków przeciwnowotworowych, a dany środek jeszcze nie zalegalizowany – pomaga, sąd wojewódzki nie dopatruje się winy oskarżonego, mimo braku uprawnień medycznych… Umarzając postępowanie sąd pierwszej instancji kierował się m. in. tym, że oskarżony działał bezinteresownie, nie żądając zapłaty za stosowane preparaty, że kierował się pobudkami humanitarnymi, wierząc, że stosowane przez niego leki przynoszą ludziom ulgę, na co miał dowody w postaci licznych listów z podziękowaniami od chorych… Sprawa stosowania mikroelementów i ich wpływu na wzrost nowotworów jest otwarta i że istnieją podstawy do naukowego zbadania hipotez lekarza weterynarii, T. Podbielskiego. Jeżeli w tej sytuacji aplikowane chorym mikroelementy przynosiły im ulgę (vide zeznania świadków oraz liczne listy dziękczynne, a nawet wystawione przez lekarzy recepty na specyfiki produkowane przez oskarżonego…

Jeśli leczenie tych chorych poparte było doświadczeniami na zwierzętach, to trudno przyjąć, aby w działaniu oskarżonego mieściła się taka doza społecznego niebezpieczeństwa, by wymagało to jego represjonowania. Trudno także zgodzić się z twierdzeniem rewizji prokuratora, że wysoka szkodliwość czynu oskarżonego wynika z faktu, iż chorzy, stosując środki aplikowane przez T. Podbielskiego unikali leczenia szpitalnego. Właściwością człowieka chorego… w dodatku chorego na raka, jest ochrona swojego zdrowia wszelkimi środkami, jakie mu są dostępne. Skoro do oskarżonego zgłaszali się ludzie nieuleczalnie chorzy i uzyskiwali po stosowaniu jego środka choćby chwilową poprawę, to trudno ocenić postawę oskarżonego jako godną potępienia przez prawo karne.

Ten mądry i dalekowzroczny wyrok, kładący kres represjom, jakim usiłowano poddać dr. Podbielskiego, zapadł w 1968 r.

Czym są zatem w istocie – spytajmy – mikroelementy dr Podbielskiego?

Najprościej byłoby powiedzieć, że nie jest to lek, lecz właśnie biogenny stymulator, który wzmacnia obronność organizmu oraz działa hamująco w przypadku infekcji i chorób wirusowych (przy żółtaczce zakaźnej wszczepiennej na przykład kuracja trwa przeciętnie kilka tygodni, natomiast jeśli łączy się to z podawaniem preparatów TP, okres jej można skrócić do 10 – 14 dni).

Kiedy dr Podbielski zaczynał stosować swoje preparaty, obserwując jak dzieciom opóźnionym w rozwoju wyrzynały się zęby, cofała łamliwość kości i zaczynały one chodzić, nabrał przekonania, że ma do czynienia z zamkniętym cyklem: gleba – pasza – bydło – pokarm – człowiek. Od tamtego momentu dzieli go dziś czterdzieści lat. Lat nadziei, wytężonej pracy, podczas których „uderzał” do licznych klinik i sław medycznych, zabiegając o podjęcie kompleksowych badań, które mogłyby potwierdzić skuteczność soli kobaltu. Proponował, by przeprowadzić je m. in. na terenach, gdzie występuje niedobór kobaltu, aby dodawać go soli kuchennej, tak jak się to robi z jodem. Usłyszał, że badania nad jodem trwały 20 lat…
Ograniczone z natury rzeczy badania laboratoryjne podejmował na własny koszt. Uzyskane wyniki wskazywały na wpływ śladowych ilości kobaltu na przedłużenie okresu przeżycia myszy obciążonych spontanicznymi nowotworami. Myszy, którym podawano roztwór soli kobaltowej nie chudły i do końca życie wykazywały normalną ruchliwość. Inne eksperymenty wskazywały, że preparaty dr Podbielskiego wyraźnie wpływają na procesy oksydo – redukcyjne, na pełniejsze ukrwienie i to “lepszą” krwią dzięki czemu walka organizmu z drążącą go chorobą staje się skuteczniejsza.

Na szczególną uwagę zasługują badania preparatów T. Podbielskiego podjęte przed laty w Zakładzie Fizjologii Człowieka Instytutu Nauk Biologicznych w Warszawie. Podczas nich przeprowadzono doświadczenia na stu pięćdziesięciu myszach. Gryzonie, którym uprzednio podawano chlorek kobaltowy – po odizolowaniu w szczelnie zamkniętych klatkach żyły czternaście minut, podczas gdy pozostałe tylko dziewięć minut.

W początkach lat siedemdziesiątych Tadeusz Podbielski obronił na Wydziale Weterynaryjnym Wyższej szkoły Rolniczej we Wrocławiu pracę doktorską właśnie z mikroelementów. W niczym nie ułatwiło mu to jednak starań o wprowadzenie jego preparatów do arsenału środków współczesnej medycyny. Obecnie dobiega 90 lat, co siłą rzeczy ogranicza jego aktywność. Nadal jednak na miarę swoich sił i możliwości stara się wyjść naprzeciw potrzebom cierpiących.

Dziwny i uparty weterynarz z Międzyrzecza Wielkopolskiego, jedna z najciekawszych i najbardziej znaczących postaci w historii polskiej medycyny naturalnej – rzecz to bezsporna, pomaga ludziom. Świadczą o tym listy od pacjentów, powiadamiających go o poprawie stanu zdrowia, do których nierzadko załączone są wyniki badań klinicznych. Oczywiście nie znaczy to, że preparaty TP są “dobre na wszystko”. Nie znaleziono, jak dotąd, specyfiku, który stanowiłby panaceum na każdą chorobę. Z drugiej jednak strony faktem pozostaje, że TP-1 i TP-2 pomogły wielu chorym. Dlatego żal, że okupiona ogromnym wysiłkiem walka o ich oficjalny leczniczy certyfikat ciągle jeszcze nie dobiegła końca.

ANNA OSTRZYCKA i MAREK RYMUSZKO

Gazeta Gwiazda Polarna

Przeczytaj więcej historii