Historia

Leki gorzkiej nadziei, 1989 r.

Morze i Ziemia
21.12.1988 – 3.01.1989 r.

Leki gorzkiej nadziei

Międzyrzecki samotnik wciąż się nie poddaje.
Efekty blisko czterdziestoletnich doświadczeń
podtrzymują go na duchu, choć nie przebić
skorupy zwątpienia oficjalnej medycyny.

Zgromadzili się w specjalnie do tego celu urządzonej salce w piwnicy. Konspiratorzy nadziei. Jedni przyjechali spod Łodzi. Ktoś z Krakowa. Przyjechali też ludzie ze Szczecina, Gorzowa i Poznania …
Za chwilę wejdzie doktor Tadeusz Podbielski. Nakrzyczy na tych, którzy tkwią w nałogu palenia. Powie, że nie wolno zaniedbać systematycznych kontaktów z lekarzem, przyjmowanie oficjalnie przepisywanych leków, stałych kontroli w przychodniach zdrowia lub szpitalach. A potem o tym, czym są jego preparaty o nazwie TP-1 i TP-2. Jaką rolę w prawidłowym funkcjonowaniu organizmu i wzmacnianiu jego sił odpornościowych odgrywają mikroelementy.

I tak od blisko czterdziestu lat. Kiedy rozmawiałem z nim o sprawie legalizacji preparatu w osiemdziesiątym drugim, a jego mieszkanie w Międzyrzeczu w Gorzowskiem nawiedzane było przez tłumy ludzi niemal o każdej porze dnia i nocy, jeszcze pełen był optymizmu. Był to optymizm jak najbardziej uzasadniony rewelacyjnymi wynikami wieloletnich doświadczeń. Realnymi, niejednokrotnie dramatycznymi historiami ludzkich cierpień, które zostały złagodzone. Chorób, dla których oficjalnie medycyna nie znajdowała już szans na wyleczenie, a które – po zastosowaniu TP cofały się lub łagodniały. Dziesiątki publikacji prasowych, interesujący reportaż telewizyjny w osiemdziesiątym trzecim. Dziesiątki podziękowań i listów, jakie napływają na ręce doktora z Międzyrzecza. O preparacie Podbielskiego wie bez mała cała Polska.

A jednak, kiedy dziś znów zadaję mu pytanie: co dalej? Słyszę już mniej optymistyczne: „Niestety, w dalszym ciągu oficjalna medycyna tym się nie interesuje, trudno się przebić. Nadziei mam raczej niewiele. No, jeszcze w medycznym biuletynie w Katowicach ukazał się teraz artykuł docenta Kaszuby. Jeszcze „Chłopska Droga” niedawno pisała o nim z okazji mojego 85-lecia, ale oficjalnie nie dzieje się wokół preparatu nic. Może teraz, kiedy rząd Rakowskiego energicznie zabrał się do pracy, coś ruszy?. Ja już nie wiem, a póki co – pomagam ludziom”. O tej pomocy mówią listy. Wypowiadają się ci, którzy mało mieli nadziei na wyleczenie i co do których oficjalna medycyna była bezradna. Również lekarze. Jeden z nich, Włodzimierz G. z Łodzi, pisał o przypadku raka płuca, jaki wykryto u jego teściowej. Miała wówczas 71 lat: „Pragnę Pana powiadomić, że leki zalecane przez Pana okazały się bardzo skuteczne. U naszej matki …. radiologicznie były stwierdzone zmiany w lewym płucu… Ze względu na podeszły wiek bronchoskopii nie wykonano. Po roku przyjmowania leku nastąpiła znaczna poprawa w sensie obniżenia OB., polepszenia apetytu i samopoczucia chorej. Po dwóch latach na zdjęciu płuc zmian nie stwierdzono. Serdecznie dziękuję za pomoc okazaną matce…”

Inny lekarz, dr K. Zastosował preparat dr Podbielskiego w małym onkologicznym szpitaliku. Po kilku tygodniach stwierdził m.in.: W dwóch przypadkach owrzodzenia żołądka u chorych z 15-letnim cierpieniem stwierdziłem znakomitą poprawę, graniczącą z wyzdrowieniem i to w bardzo krótkim czasie ok. 3-ech tygodni…”

A to słyszała już cała Polska. Z reportażu telewizyjnego pt. ”Mikroelementy doktora Podbielskiego”, nadanego 11 grudnia 1983, odnotowałem na taśmie magnetofonowej wypowiedź mężczyzny: „Syn uczęszczał do piątej klasy szkoły podstawowej. Na lekcji wf grali w piłkę nożną. Był bramkarzem, został uderzony, upadł. Stracił wzrok. Kompletny paraliż prawej ręki i prawej nogi. Stracił pamięć… Dostał się do kliniki ocznej w Poznaniu. Po czym do kliniki na Przybyszewskiego. I tam stwierdzono – guz… Operacja była już niemożliwa… Po następnym miesiącu utracił kompletnie wzrok. Wypisano ze szpitala, stwierdzono, że będzie żył od trzech dni do miesiąca. Po czym udaliśmy się do pana doktora Podbielskiego. Przyjechał do nas osobiście… i zalecił mikroelementy i masaże. Osobiście zrobił te masaże, zalecił nam również je robić. Sam synowi robiłem w czasie tych bólów głowy. No i po trzech miesiącach odzyskał na lewe oko 40 procent (sprawności – przyp. B.S.), na prawe sześćdziesiąt. Odzyskał władzę w prawej ręce i nodze, mógł się sam poruszać. Pojechaliśmy nad morze i po miesiącu już chodził sam. Po ośmiu miesiącach poszedł do szkoły, bardzo dobrze się uczył…”

Przyjeżdżają ludzie i mówią o „cudownych” uzdrowieniach. Z ust do ust podają sobie prawdziwe i wręcz niemal sensacyjne wiadomości o tym, jak to dzięki mikroelementom doktora nauk weterynaryjnych – Tadeusza Podbielskiego z Międzyrzecza odzyskali wiarę w życie. Pokonali chorobę, co do której oficjalna medycyna okazała się bezradna. Sam on może pokazać zdjęcia, na których z jednej strony porażona toczącym ją rakiem noga, a z drugiej ta sama – wyleczona kończyna po kilkutygodniowej kuracji preparatem TP. Niestety, doktor Podbielski to skromny, prowincjonalny lekarz weterynarii. Nie dysponuje sztabem pracowników naukowych. Nie ma wielkiego, oficjalnie działającego laboratorium, czy własnej kliniki. Choć pozostaje w kontakcie z wieloma ludźmi nauki i praktyki medycznej, choć od czasu do czasu doświadcza gestów „nieoficjalnego” uznania, od prawie czterdziestu lat prowadzi samotną walkę o dopuszczenie preparatu do powszechnego użytku, w sprawie TP-1 i TP-2 nie stało się jeszcze nic, co by wskazywało, że przynajmniej ruszyła poważna machina badawcza, jak to (dzięki m.in. środkom masowego przekazu) ma miejsce w przypadku znanego preparatu profesora Stanisława Tołpy z Wrocławia.

Ale międzyrzecki samotnik nie poddaje się. Jest przekonany, że ma rację. Efekty blisko czterdziestoletnich doświadczeń podtrzymują na duchu, mimo, że pozytywny finał tej walki wydaje się być tak odległy, że prawie nierealny. A wszystko zaczęło się po wojnie, gdy wraz z nieodłączną towarzyszką życia – Zofią, znalazł się w Międzyrzeczu. Były mieszkaniec Łomży (ona też stamtąd), powiatowy lekarz weterynarii w tym mieście, a później w Kolnie, jak i ona – uczestnik kampanii wrześniowej, którą oboje zakończyli w bitwie pod Kockiem, ostatniej bitwie tej kampanii, w szeregach samodzielnej grupy operacyjnej „Polesie” dowodzonej przez generała Franciszka Kleeberga, porucznik ułanów – Tadeusz Podbielski i jego żona – tu w Międzyrzeczu znaleźli swoją życiową przystań oraz szansę. Tu też zaczęła się droga do sukcesu, a Zofia służyła mu przy tym jako „laboratoryjny królik doświadczalny”.

W 1945 r. przyjechał do Międzyrzecza skierowany przez wojewódzki urząd weterynaryjny w Poznaniu, aby zorganizować tu służbę weterynaryjną. Jeden z niewielu w tym czasie fachowców z tej dziedziny. „Przyjechałem tu, jak wielu innych osadników zza Buga, z Poznańskiego, czy Kieleckiego” Już na początku swojej pracy zauważył, ze w niektórych miejscowościach, takich jak Wysoka, Brzoza, Rańsko i innych, mimo że rolnicy mieli tam wspaniałe łąki, bydło było chorowite, chudło i „traciło mleczność”. Zainteresował się tym zjawiskiem bliżej. Postanowił poznać przyczyny. Mimo, że podawał wszystkie możliwe wówczas i dostępne środki, efektu nie było. I wtedy właśnie doszedł do wniosku, że w glebie musi czegoś brakować. Pobrał więc próbki tej gleby, słomy oraz trawy i przy pomocy „umyślnego”, czyli żony, wysłał to do Instytutu Gleboznawstwa i Nawożenia w Poznaniu. Zofia Podbielska mówi teraz: „I kiedy po tygodniu przyszedł wynik, dowiedzieliśmy się, że występują poważne braki kobaltu, miedzi i magnezu. Mąż w różnych miastach szukał tych składników i kiedy je otrzymał, zaczął robić preparaty”.

Były to długotrwałe i żmudne doświadczenia. Ich ostateczny efekt – patent złożony w Urzędzie Patentowym, tajemnica doktora. Zofia Podbielska powie później: :Najpierw próbował sam na sobie. Wypił łyżeczkę, a ja również. Mówię, że jeśli tobie ma się coś stać, to ja muszę być z tobą, Tadziu. W tym preparacie był m. In. Kobalt. Owszem, czytaliśmy, że kobalt jest toksyczny i stosowany jest jedynie w farbiarstwie. No ale piliśmy to przez kilka dni i okazało się, że nam to nie szkodzi, a wręcz – nasze samopoczucie wyraźnie się poprawiło”.

Któregoś dnia chłop ze wsi przywiózł na spęd do Międzyrzecza dużą świnię. Była bardzo wyniszczona. Nie przyjęto jej na skupie. Kupił ją Podbielski do doświadczeń. Pani Zofia: „Ja umieściłam ją w szopce i zaczęłam jej dawać jeść, ale świnia w ogóle nie chciała. Leżała tylko na boku. Pierwszego dnia dałam jej do czarnej kawy łyżeczkę kobaltu i wlałam do pyska. Następnego dnia więcej. Zaczęła po trochu jeść, zaś po paru dniach podniosła się. Rezultat był taki, że po roku miałam od niej trzynaście prosiąt”

Do dziś jeszcze co niektórzy starsi okoliczni rolnicy pamiętają doświadczenia doktora Podbielskiego. Jeden z nich powie: „Przyjechaliśmy z bydłem, 12 rodzin, ale bydło tu szybko chudło. Szukaliśmy jakiegoś lekarstwa. I wtedy pan doktor Podbielski przyniósł jakieś swoje lekarstwo i kazał podawać. Już po dwóch tygodniach widoczna byłą duża poprawa. U mnie jałówka miała dwa lata i ważyła może ze 150 kilo, nie rosła, tylko głowę miała dużą, była bardzo chuda. Po tym lekarstwie ważyła już 500 kilo…

I to dla doktora Podbielskiego było impulsem, aby poszukiwać dalej. Pomyślał, że jeśli mikroelementy pomagają zwierzętom, to – być może – staną się ratunkiem dla ludzi? Raz ktoś dostał trochę preparatu, innym razem ktoś inny. Zaczęły mnożyć się „cuda”. Nie miały nic wspólnego z magią. Były doświadczalnie sprawdzanym rezultatem naukowych badań, dociekań nad związkami środowiska naturalnego, gleby, roślin, wody i organizmów zwierząt i ludzi. Podbielski jeżdżąc po wsiach dla swojej praktyki lekarza zwierząt, a później także ludzi, odkrył powtarzającą się prawdę: tam, gdzie wezwano go do chorych zwierząt, także ludzie często chorowali. W jednej ze wsi np. na siedem matek aż sześć było stałymi pacjentkami ośrodka zdrowia z powodu różnych kobiecych dolegliwości.

Doskonalił się w tej wiedzy i doskonalił swój preparat… I niedługo trzeba było czekać, a mieszkanie Podbielskich w Międzyrzeczu zaczęły oblegać tłumy ludzi. Tych, którym preparat TP pomógł i takich, którzy – nie wiadomo skąd – dowiedzieli się o zbawiennym działaniu mikroelementów doktora Podbielskiego. Nie obyło się taż bez sprawy sądowej o to, że „ … nie mając uprawnień trudnił się leczeniem ludzi” Sąd powiatowy w Międzyrzeczu nie dopatrzył się znamion przestępstwa, a uzasadnieniu tego wyroku znalazło się stwierdzenie: „Właściwością człowieka chorego jest ochrona zdrowia wszelkimi środkami, jakie są mu dostępne, leki zaś stosowane przez dr. Podbielskiego przynoszą ulgę chorym, na co ma on dowody w postaci licznych podziękowań od pacjentów, a wyniki badań opublikowano w licznych pracach naukowych…” Konflikt z medycyną oficjalną okazał się wówczas konfliktem pozornym.

Ten pozorny konflikt trwa jednak do dziś. Do skromnego lekarza z Międzyrzecza, dr. Podbielskiego, nadal zgłaszają się ludzie z całej Polski, którym często medycyna tradycyjna nie może już skutecznie pomóc, wobec których jest bezradna. Ludzie, którzy wierzą, a w wielu przypadkach osobiście tego doświadczyli, że preparaty TP-1 i TP-2 Podbielskiego to dla nich ostatnia szansa. Że niejednokrotnie przywracały one zdrowie tym, którzy opuszczali szpitale bez żadnej nadziei…

Doktor Podbielski mówi przy tym: „Ja nie leczę. Preparaty TP nie są typowymi lekarstwami. Ja jedynie uzupełniam brak w organizmie człowieka niezbędnych dla jego prawidłowego funkcjonowania mikroelementów. To ich brak właśnie jest przyczyną wielu chorób cywilizacyjnych”. Podobnie jak dla jednego z pionierów profilaktyki ekologicznej w Polsce, zmarłego niedawno prof. Juliana Aleksandrowicza, także dla doktora Podbielskiego z Międzyrzecza – pioniera profilaktyki ekologicznej w zastosowaniu praktycznym, pracującego nad tym zagadnieniem od blisko 40 lat, problem ten jest jednym z kluczowych zagadnień współczesnej medycyny.

Niestety, mimo że preparatem TP dr. Tadeusza Podbielskiego ratują własne zdrowie niejednokrotnie wybitni polscy lekarze, politycy, funkcjonariusze rządowi, oficerowie itp., a więc ludzie, którzy sami doświadczyli lub doświadczają na sobie niezwykłych często skutków jego działania, skromny lekarz z Międzyrzecza, jak do tej pory, nie zdołał się z nimi przebić wyżej. Poza mur obojętności, czy niechęci, poza „polskie piekło” niemożności. Do niewielu, którzy wspomagają jego wysiłki, należy doc. dr. Stanisław Grabiec z Pracowni Biochemii i Biofizyki Instytutu Parazytologii Polskiej Akademii Nauk. Powiedział on m. in. Reporterowi telewizyjnemu w 1983 r.: „Mikroelementy proponowane przez dr. Podbielskiego były przedmiotem badania w naszym laboratorium. Chodziło o sprawdzenie jak wygląda aktywność fizjologiczna i tolerancja fizjologiczna tych preparatów. Okazało się, że posiadają olbrzymią zdolność katalityczną. Jest to o tyle istotne, że w procesach oddechowych każdej komórki decydującą rolę odgrywają tzw. enzymy cyklu oddechowego.

Enzymy są zawsze białkiem, a więc łatwo ulegają inaktywacji, zatruciu, podczas gdy preparaty proponowane przez dr. Podbielskiego są małymi cząsteczkami i nie ulegają inaktywacji. Łatwo przenikają przez ściany komórkowe. Ich aktywność jest znacznie większa od aktywności enzymatycznej. Było to dla nas dużym zaskoczeniem. Badaliśmy to bardzo wyrafinowanymi, nowoczesnymi metodami i okazało się, że zawsze otrzymywaliśmy ten sam powtarzalny wynik. Rola mikroelementów w lecznictwie jest niedoceniona. Doktor Podbielski przyjął zupełnie inna koncepcję leczenia: nie leczenia poszczególnych elementów organizmu żywego, a całego człowieka… „ Ale muszę podkreślić, że preparaty te nie są klasycznymi lekami, to znaczy nie działają one na określoną jednostkę chorobową. One właśnie działają na cały organizm. Nazwałbym to raczej biogennym stymulatorem. Leki podobne są stosowane za granicą, jednakże pierwszym w Polsce, który zastosował (a sądzę, że i na świecie) właśnie sole kobaltu do lecznictwa był dr. Podbielski…” (Cyt. Pochodzi z zapisu magnetofonowego audycji telewizyjnej, emitowanej 11 grudnia 1983 r.).

A później doc. dr. Grabiec powiedział jeszcze: „Jednakże u nas ciągle napotykamy na poważne opory. Może wynikają one ze zbyt skomplikowanych, biurokratycznych zwyczajów w rejestrowaniu leków. Ponieważ jednaj wszystkie te preparaty już są właściwie przyjęte w farmakologii, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby i preparat TP dr. Podbielskiego wprowadzić do lecznictwa”.

Kiedy dziś rozmawiam z dr. Podbielskim, ciągle potrafi on z entuzjazmem jeszcze mówić o swoim preparacie. Ale już z coraz większą rezygnacją i niechęcią o biurokracji, która nie pozwala mu wykonać tego jednego, ostatniego kroku ku pełnemu sukcesowi, jakim byłaby rejestracja TP. Tymczasem po preparat nadal przyjeżdżają ludzie z całej Polski. Także z zagranicy. Lekarz i społecznik z Międzyrzecza cierpliwie wyjaśnia, tłumaczy… I nic nie zmienia.

Wspomina swojego wielkiego, nieżyjącego już sojusznika, prof. Juliana Aleksandrowicza. To on właśnie napisał w jednej ze swoich prac z pogranicza medycyny i filozofii: „ O losach odkryć lekarskich wiemy sporo, choćby z anegdotycznych przekazów historii medycyny. Wiemy, ile odkryć zawdzięcza medycyna nie lekarzom, ile odkryć dokonanych przez jednych lekarzy inni zniszczyli lub opóźnili ich wdrożenie w praktykę…” Dowodzi tego między innymi casus doktora Podbielskiego.

Podbielski mówi do mnie teraz skromnie, że wierzy w rząd Rakowskiego.

Bronisław Słomka

Przeczytaj więcej historii