Historia

Tajemnica doktora P., 1982 r., kolejna część

Tajemnica doktora P.

30.07.1982 poz28

Ja uzbrajam człowieka do walki z chorobą
Jak działa niezwykły lek doktora P.
A jednak ciągle poza oficjalną farmacją
Reporter w charakterze „ królika doświadczalnego”
Leczenie medialne – także na odległość
O niezwykłej sile tkwiącej w naturze ludzkiej, jeśli umie ona znaleźć swoje miejsce w świecie i ukierunkować się na życzliwą i bezinteresowną pomoc drugiemu człowiekowi
O tych i wielu innych sprawach przeczytacie w kilkuodcinkowym reportażu, którego publikację rozpoczęliśmy przed tygodniem

Kiedy pierwszy raz wchodzę do domu doktora Podbielskiego w Międzyrzeczu, jest południe. W drzwiach spotykam wychodzące dwie kobiety z podróżnymi bagażami. Przedstawiam się i pytam, skąd przyjechały. Jedna jest z Gdańska, druga z Katowic. W jaki sposób dowiedziały się o leku doktora Podbielskiego? – Ja mam znajomą – mówi jedna z kobiet. – W ubiegłym roku ciężko zachorowała. Leżała w szpitalu, podobno na raka i wypisali ją, nie chciała się zgodzić na operację. Ona, nie wiem skąd, dowiedziała się, że jest lekarstwo, które może jej pomóc. Wysłała męża, który jej to przywiózł i po kilku miesiącach już mogła chodzić i dziś czuje się dobrze. Ja przyjechałam po ten lek dla matki … Doktor Podbielski. Wysoki, postawny, dobrze wyglądający, blisko osiemdziesięcioletni mężczyzna o przyjaznym człowiekowi spojrzeniu i ujmującej już od pierwszego spotkania powierzchowności.

Mówię, że chcę zostać „ królikiem doświadczalnym „ i wypróbować jego lek na sobie. Nie mam nic do stracenia, jedynie ten czterocentymetrowy wrzód na tylnej ściance żołądka. Doktor S , do którego zgłaszam się z wynikami różnych badań, nie stara się mnie łudzić zbyt optymistycznymi perspektywami : to są dość niebezpieczne wrzody, łatwo przechodzą w sprawy nowotworowe, powinienem się przygotować do operacji. Zgadzam się, ale proponuję poczekać z tym ze dwa miesiące, może trochę dłużej. Jeśli w tym okresie nie nastąpi żadna poprawa, zgłoszę się na operację. Tymczasem łykam rutynowo przepisane w takich okolicznościach tabletki (magnosil, metoclopramidum i no-spa oraz relanium przed snem ) i po miesiącu od chwili wizyty u doktora S. Oraz pani doktor G. Jadę do doktora Podbielskiego.

Ten ostatni wysłuchuje mnie uważnie, po czym mówi, że mam nadal ściśle stosować się do zaleceń lekarzy, on zaś – jako dodatek do normalnego leczenia da mi te dwie malutkie buteleczki z zawartością TP-1 i TP-2, które przed chwilą otrzymały od doktora kobiety z Gdańska i Katowic. Te leki mają współdziałać z normalnymi lekarstwami, udoskonalać leczenie. W buteleczce z TP-1 jest różowy płyn. Doktor Podbielski tłumaczy: to są tylko sole kobaltu. W drugiej, z ciemniejszym płynem, są sole kobaltu, żelaza, miedzi, magnezu, cynku i innych. Amerykanie naliczyli ich 33. „ Naszych jaśnie oświeconych nie można było skłonić do tego, żeby się tym zajęli „ – mówi doktor Podbielski. TP znalazł się w Ameryce w sposób równie niekonwencjonalny, jak w setkach polskich domów, w których ktoś choruje i próbuje znaleźć ratunek w „ cudownym „ leku. Doktor Podbielski mówi, że ma w Ameryce znajomą panią profesor. Kobieta miała kilka poronień i w żaden sposób nie mogła zajść w ciążę. Napisała, aby doktor Podbielski przysłał jej te swoje „mikroelementy” TP, może one coś pomogą. Zaczęła je pić.

Po roku urodziły jej się dwie córki bliźniaczki – Kasia i Małgosia. Dziewczęta powychodziły już za mąż, ukończyły studia. Jedna z nich w czasie studiów powiedziała swojemu profesorowi ( a matka jej powtarzała wiele razy ) że jest córką „mikroelementów”. Profesor zainteresował się sprawą, uczelnia dała dziewczynie stypendium i stworzyła warunki do prowadzenia doświadczeń. Dziewczyna studiowała biologię. Wyniki eksperymentów na ponad dwustu myszach okazały się rewelacyjne. Wtedy właśnie okazało się, że w TP jest tyle to a tyle soli różnych pierwiastków. Podobne doświadczenia prowadzono znacznie później także w Polsce. W roku 1979 w „Literaturze” ukazał się wywiad z profesorem K. z Instytutu Onkologii. Powiedział on m. in. : „Dr Podbielski, który prowadził badania na zwierzętach ma również wiele doświadczeń od ludzi, którym jakoś pomógł. Skromny ten i bardzo rzetelny człowiek zastrzega jednak, że przyjmując mikroelementy nie należy przerywać oficjalnej terapii. Ostatnio przeprowadzono cykl badań nad mikroelementami w Instytucie Biologii Doświadczalnej. Okazało się, że zakłócenia w gospodarce mikroelementów powodują zaburzenia odpornościowe organizmu …” Dla dalszych losów TP nic z tego jednak nie wynikało. Będę jeszcze pisał w dalszej części reportażu.

Tymczasem więc dr Tadeusz Podbielski wyjaśnia mi działanie swojego leku. To samo powtarza innym, którzy się do niego zgłaszają. Mówi językiem barwnym, obrazowym: – Z każdej buteleczki będziemy mieli litr lekarstwa. W domu rozcieńczamy. Nie od razu, ale na przykład w połowie litra, czy w jednej trzeciej połowę lub jedną trzecią leku w przegotowanej i ostudzonej wodzie. Rozcieńczony TP-1 będzie klarowny, a TP-2 mętny. Zaczynamy od rozcieńczonego TP-1 trzy razy dziennie po małej łyżeczce od herbaty, mleka czy zupy. Najpierw od 2 do 5 kropelek i sprawdzić czy nie ma kołatania serca, zawrotu głowy. Jeśli nie, przechodzimy stopniowo do łyżeczki trzy razy na dzień. Są różne skutki: niektórzy po trzech dniach potrafili po 36 kamieni znaleźć w moczu. A to dobra robota, bo oczyszcza nerki, ochrania organizm, aby mógł walczyć z głównym wrogiem. Czasami może być uczulenie w postaci drobnej wysypki i świądu na ciele. Nie bać się tego, przerwać kilka dni odpocząć i brać mniejszą dawkę. Czasami to wzmacnia serce. Ale czasami kapryśne serce nie lubi tego: zaczynać znów od kilku kropelek i przyzwyczajać organizm. Co to lekarstwo daje? Poprawia apetyt (dzieciom dawać na przykład do herbaty, nie dużo), poprawia trawienie i wypróżnianie. Poprawia krew, nerwy, siły, ogólne samopoczucie.

W tej krwi więcej czerwonych ciałek, więcej hemoglobiny czyli więcej tlenu. Jak więcej tlenu, mocniejszy jest organizm. Jest siła do walki z chorobą, W warunkach niedotlenienia szerzą się wszelkiego rodzaju schorzenia – szczególnie nowotworowe, artretyzmy, reumatyzmy itd. Brak tlenu, to tak jak w naszym tradycyjnym piecu – nie chce się palić, kopci, dymi coraz więcej sadzy i te sadze niejako odkładają się w naszym organizmie. Tlen, to jest ta siła bojowa. Tlen, żelazo, bije wszelkiego rodzaju zarazki. Ale to lekarstwo rozszerza też tętniczki w tych miejscach zaatakowanych. Jeśli mam dobre szerokie drogi na ten front i mogę dostać więcej amunicji i chleba, czyli tego tlenu, skuteczniejsza walka z chorobą.

W tym miejscu doktor Podbielski zawsze zaatakuje swoich pacjentów. Jest bezpardonowy, ostry i wcale nie delikatny w słowach. – A jeśli w domu ktoś pali – prawie krzyczy – papierosy, tam nie będzie zdrowia, nie może być i nie powinno być. Ja z reguły takim nie wydaję lekarstwa, bo nie ma sensu, nie oszukujmy się. Bo co papieros robi? Zwęża naczynia krwionośne, krew nie dopływa w ostatecznej ilości do tych miejsc zaatakowanych, no i szansa dla różnych chorób, które atakują codziennie. Ktoś nie pali, ale siedzi w tym dymie, to tak samo, jakby palił. – Doktor pokazuje mi kolejno parę zdjęć: – Młode kobiety, które palą papierosy, proszę popatrzeć. Dzieci, przychodzą na świat z rakami. Te młode palące matki to są zbrodniarki. A to jest klasyczny przypadek. Kilka miesięcy temu. Godzina jedenasta w nocy. Przyjeżdża jeden magister inżynier z Wrocławia: panie doktorze, tydzień temu urządziliśmy chrzciny dziecka. Pięciomiesięczne, zdrowe, silne dziecko. Na drugi dzień dziecko kona, do kliniki. A ojciec pędzi do mnie. Pytam się: a ilu palaczy było na tym przyjęciu? Tylko ośmiu. On najbliższą rodzinę zaprosił, żeby zamordować to pięciomiesięczne dziecko. A tu (kolejne zdjęcie) jeszcze jeden przypadek. Warszawianka, 38 lat, przystojna, inteligentna, paliła. I proszę, odpadło dziewięć palców u nóg. Nekroza taka tu szła. 22 lata leczono ją w Warszawie, najlepsi specjaliści i koniecznie chcieli jej amputować obydwie nogi. Przynieśli ją na krzesełku do mnie w Warszawie. Jedną nogę obandażowali, no, niestety czuć było trupem. Zgromiłem jak tylko mogłem: ty zbrodniarzu, wyciągaj te papierosy! Wyciągnęła, wyrzuciła, przestała palić. Proszę popatrzeć (nowe zdjęcie) po kilu miesiącach kuracji lekiem TP- nogi zabliźniły się, ale palce nie odrosły.

Straszna jest ta dokumentacja doktora Podbielskiego.

Więc w ciągu pierwszego tygodnia – ciągnie dalej cierpliwie – pijemy tylko TP-1. Od kilku kropelek do łyżeczki trzy razy dziennie. W drugim tygodniu przechodzimy na mocniejsze TP-2. Też zaczynamy od kilu kropelek: dwa razy TP-1, raz TP-2, potem raz TP-1, dwa razy TP-2 od kilku kropli, pół łyżeczki roztworu, do łyżeczki trzy razy dziennie. I też próbować, jak organizm to znosi. Samemu trzeba wypraktykować. Dawkę dyktuje organizm. To wszystko w postaci picia. W ten sposób poprawiam morfologię, rozszerzam ten dowóz lepszej krwi na pole bitwy – obojętnie czy to w głowie, wątrobie, nodze itd., obojętnie, czy to jest sprawa nowotworowa, reumatyczna, stany zapalne, uczuleniowe itd. Z TP-2 można robić okłady na bolesne miejsca. Lekko zwilżoną szmatkę przykryć flanelką. Tylko nie kłaść na duże rany, bo bardzo piecze, gorzej i dłużej niż jodyna. Można dookoła rany. Można robić płukania gardła (łyżeczka, później łyżka roztworu TP-2 na szklankę wody) kilka razy dziennie. Na ranki na macicy, nadżerki, upławy, mięśniaki, włókniarki czy bezpłodność – stosować irygację. Na szklankę wody początkowo jedna łyżeczka, później łyżka roztworu TP-2. Jakie bywają skutki? Mam taki przypadek kobiety z naszego województwa. Miała jedenaście poronień. Oboje tracili nadzieję na dziecko. Zaczęła to pić, zrobiła kilka płukanek. I córka już w tym roku składała maturę. Można też robić inhalacje. Dobrze to robi na oskrzela, na gardło, zatoki, uszy. Miałem taki przypadek: ktoś przez iks lat nosił aparat w uszach. Po ośmiu miesiącach stosowania TP przychodzi do mnie i mówi: panie doktorze, ja już bez aparatu pana słyszę.

Wszystko to zaś po wielu latach żmudnych doświadczeń na zwierzętach i ludziach, w trakcie których nie obyło się także bez procesów sądowych…

Bronisław Słomka

Przeczytaj więcej historii