Tajemnica TP, 1983 r.
STOLICA
13-11-1983
Tajemnica TP
Co robi człowiek, który stracił nadzieję wyleczenia się metodami konwencjonalnymi? Szuka niekonwencjonalnych, upatrując w nich ostatniej deski ratunku. Nie kolidują one na ogół z terapią zalecaną przez oficjalną medycynę, a bywa że wspierają ją skutecznie za zgodą i wiedzą lekarzy. Tak dzieje się w przypadku działalności Cliva Harrisa, kilku rodzimych bioenergoterapeutów, a także dra Tadeusza Pod bielskiego. Ten ostatni również wykorzystuje swoje właściwości bioenergetyczne do leczenia pacjentów, ale to nie one napędzają tłumy do jego domu w Międzyrzeczu. Magnesem są mikroelementy.
W 1945 roku lekarz weterynarii Tadeusz Podbiel ski (doktorat otrzymał w 1971 roku) został skierowany na Ziemie Zachodnie zorganizowania tam państwowej służby weterynaryjnej.
-Zauważyłem, że krowy przywiezione przez przesiedleńców łamią sobie nogi, chudną, a nawet zdychają z głodu stojąc po pas w soczystej trawie. Zjawisko to występowało ze szczególnym nasileniem we wsi Wysoka Brzoza. Posłałem próbki ziemi do badania i co się okazało.
Doktor pokazuje pożółkłą kartkę z analizą Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa w Poznaniu. Stwierdzono brak w glebie miedzi i kobaltu i zaledwie ślady manganu. Brakujące mikroelementy doktor sprowadził i zrobił z mich lekarstwa. – Nie mogłem eksperymentować na krowach , bo kobalt to trucizna. Gdyby któraś zdechła, oskarżono by mnie o sabotaż. Był to przecież rok 1950 -z każdej padłej krowy musiałem się rozliczyć. Postanowiłem więc wypróbować to na sobie. Żona zobaczyła i w krzyk: jak mamy umrzeć to razem. Daj mnie też. No i nie umarliśmy.
Na krowy lekarstwo wywarło zbawienny wpływ zaczęły przybierać na wadze i dawać więcej mleka. Zachęcony powodzeniem doktor pomyślał: pomogło bydłu, powinno pomóc ludziom i rozejrzał się po zagrodach. A z ludźmi też nie było dobrze, nie mieli apetytu, kobiety cierpiały na chroniczne bóle głowy, dzieci rozwijały się z opóźnieniem. Wielokrotnie terapia okazywała się skuteczna Dr. Podbielski szybko doszedł do wniosku że mikroelementy uzbrajają człowieka do walki z chorobą stanowiąc uzupełnienie normalnego leczenia.
Lekarstwo, które otrzymują pacjenci, mieści się w dwóch malutkich buteleczkach: pierwsza zawiera sole kobaltu, druga sole kobaltu, żelaza i miedzi, magnezu, cynku i innych. – Skutki są różne – mówi doktor. – Niektórzy już po trzech dniach wydalali kamienie, tak dobrze działa to na nerki. Poprawia apetyt i trawienie, krew, nerwy i ogólne samopoczucie. Przybywa czerwonych ciałek, a więc tlenu. Im więcej tlenu tym organizm silniejszy w walce z chorobą.
Przy niedotlenieniu szerzą się wszelkiego rodzaju choroby, szczególnie artretyzm, reumatyzm i nowotwory. Tlen i żelazo zabijają zarazki. A lekarstwo rozszerza tętniczki w miejscach zaatakowanych, dopuszczając do nich zwiększone porcje tle nu. Jest tylko jeden warunek: nie wolno palić papierosów.
Papierosy doktor uważa za najgroźniejszego wroga ludzkości. I na dowód prezentuje zdjęcia potomstwa palaczy z przerażającymi guzami nowotworowymi. – Paliła w czasie ciąży i proszę tak wygląda jej dziecko. To zbrodniarka! Kiedyś przyjechał do mnie młody inżynier z Wrocławia po lek dla 5-miesięcznego dziecka. Wyprawili chrzciny, a następnego dnia dziecko odwieźli do kliniki konające. Zapytałem, ilu palaczy było na przyjęciu. Naliczył ośmiu. Zaprosił najbliższą rodzinę, żeby zamordować dziecko! O tych sprawach trzeba mówić głośno, żeby wszyscy wiedzieli, co ich czeka. Jeśli w domu ktoś pali, ta tam nie ma zdrowia. Nie ma i nie może być. co robi papieros? zwęża naczynia krwionośne hamując dopływ krwi do miejsc zaatakowanych chorobą. Kto nie pali, nie siedzi w dymie, to tak, jakby palił.
Lek służy nie tytko do picia. Można z niego robić okłady, inhalacje, płukanki i irygacje.
– Miałem kilka zadziwiających przypadków. Kobieta z naszego województwa po jedenastu poronieniach straciła już nadzieję na dziecko Zaczęła to pić, zrobiła klika płukanek i co? Córka jest już po maturze. W Ameryce mam znajomą panią profesor, która miała podobne kłopoty. Posłałem jej lekarstwo i urodziła bliźniaczki. Jedna z nich skończyła biologię.
Będąc na studiach powiedziała swojemu profesorowi, że jest dzieckiem mikroelementów. Uczelnia dała jej stypendium i stworzyła warunki do prowadzenia do świadczeń. Wyniki okazały się rewelacyjne.
O przeprowadzenie podobnych badań w Polsce dr Podbielski ubiegał się przez wiele lat, wreszcie sam zabrał się do tego. Wyniki opublikował w biuletynie PAN i upowszechniał na licznych sympozjach naukowych. Z ogromną pasją robi to do dziś, usiłując zainteresować lekiem oficjalną medycynę.
W 1979 roku prof. Koszarowski stwierdził w wywiadzie dla „Literatury”:
„Dr Tadeusz Podbielski, który prowadził badania nad zwierzętami, ma również wiele poświadczeń od ludzi, którym jakoś po mógł. Skromny ten i bardzo rzetelny człowiek zastrzega jednak, że przyjmując mikroelementy nie należy przerywać oficjalnej terapii. Ostatnio prze prowadzono cykl badań nad mikroelementami w Instytucie Biologii Doświadczalnej. Okazało się, że zakłócenia w gospodarce mikroelementów powodują zaburzenia odpornościowe organizmu…”
Specjaliści którzy zbadali lek orzekli jednak:
„Stwarzanie precedensu (zastosowanie tych sub stancji w klinice) dającego potwierdzenie dla dr Tadeusza Podbielskiego, że te preparaty rzeczywiście mają wartość terapeutyczną i nadanie w pewnym sensie ‘poparcia naukowego’ dla działań dr. Podbielskiego otworzyłoby drogę dla podobnych spraw…”
Tymczasem wieść o cudownym leku rozeszła się po całym kraju i do dra Podbielskiego ciągną tłumy. Jego sława zaczęła się od wyleczenia psa chorego na raka. Sanitariusz który był świadkiem -udarnej kuracji z zaproponował, żeby doktor zajął się jego umierającą na raka sąsiadką. Udało się ta żyła jeszcze 17 lat. Jeżdżąc do Warszawy na badania kontrolne opowiadała innym chorym w jaki sposób się wyleczyła. Ludzie zaczęli się dobijać o lek widząc w nim ostatnią szansę.
W 1956 lekiem zainteresowała się prasa. Dziennikarz z „Głosu Wielkopolskiego” był sceptyczny. Zbierają opinie o działalności doktora odwiedził miejscowego sekretarza partii. Zapytał go, co sądzi o tym, że weterynarz ludzi leczy. – Prawdę mówiąc on i mnie pomógł, odpowiedział sekretarz – Leczyłem się w Poznaniu i nic. Podbielski dał mi swoje lekarstwo i patrzcie, towarzyszu redaktorze, jestem zdrowy i pracuję.
Publikacji prasowych przybywało. W 1966 roku, po artykule pt. „Kim jesteś, doktorze P.?”, zamieszczonym w „Gazecie Zielonogórskiej”, państwo Pod bielscy przeżyli prawdziwy najazd. Ludzie pchali się drzwiami i oknami. Doktorostwo zrejterowali do Warszawy. Tutaj doktor zabrał się do pisania elaboratu do ministra zdrowia. Minister wysłuchał, zaprosił na następną rozmowę, ale wkrótce zmarł. Przed powrotem do Międzyrzecza doktor wstąpił do pro kuratora wojewódzkiego prosić o taki papier: „Za brania się dr. P. leczyć ludzi”. Ale prokurator odmówił. W 1967 roku doktor usłyszał w ministerstwie, że ma pilnować bydła i nie wtykać nosa w ludzkie sprawy – Ale czy ja mogłem pozostać już tylko weterynarzem?
Wizyta u prokuratora okazała się prorocza. Działalnością doktora zainteresowała się milicja. Zajęto ponad 100 listów od pacjentów w kraju i za granicą oraz notes z zapiskami doktora. Dwa lata trwały przesłuchania łudzi. w końcu doszło do rozprawy. Oskarżono doktora o to, że nie posiadając uprawnień leczył ludzi i sprzedawał leki. Doktor nie miał adwokata, bronił się sam, a raczej bronili go pacjenci i ich listy.
Został uniewinniony, a uzasadnienie orzeczenia było istnym panegirykiem na jego cześć, jako że:
„działał bezinteresownie nie żądając za płaty za stosowane leki, kierował się pobudkami humanitarnymi, wiedząc, że stosowane przez niego leki przynoszą ludziom ulgę, na co miał dowody w postaci licznych listów z podziękowaniami od chorych…”
Nawet lekarze wystawiali chorym recepty na jego specyfik, a on sam traktował go jako środek pomocniczy przy zalecanej przez lekarzy terapii. Nie czynił też starań żeby pozyskać chorych.
„Nie było jego winą, że podawanie sensacyjnych wiadomości w prasie spowodowało olbrzymi na pływ ludzi i to nie tylko nieuświadomionych, ale piastujących wysokie stanowiska naukowe, wojskowe i inne…”
O tym że komuś pomógł, doktor dowiaduje się często dopiero po latach. Rejestru chorych nie pro wadzi, bo to przekracza jego możliwości. Z listów pacjentów wynika, że lek jest dobry na wszystko. Zdrowy rozsądek nakazuje jednak sceptycyzm: cudowne leki nie istnieją. Listy dziękczynne piszą zaś Ci którzy wyzdrowieli. Pozostali milczą i ta milcząca większość przemawia, wbrew pozorom bardziej na korzyść leku. Nie ma bowiem żadnego, dowodu, by lek komukolwiek zaszkodził, a podstawowa zasada medycyny głosi: primum non nocere.
Prof. Julian Aleksandrowicz wypowiadając się w 1975 roku na temat leku stwierdził na łamach „Dziennika Ludowego„: Dr Podbielski uczciwie przedstawił mi swoje leki, proponując zastosowanie ich moim pacjentom. Analizę tych specyfików przeprowadził Instytut Ekspertyz Sądowych i wynikało z niej: że zawierają one w określonych proporcjach biopierwiastki jak: kobalt, cynk; magnez. Niestety prób klinicznych nie mógł przeprowadzić ponieważ leki proponowane przez dr: Podbielskiego nie otrzymały przewidzianego przez Instytut Leków dopuszczenia do stosowania ich w praktyce.
Wydaje się, że to szkoda, ponieważ znam kilka faktów, co prawda tylko z opowiadań osób trzecich – niemniej autorytatywnych – kiedy kuracja dr Podbielskiego pomogła, nigdy zaś nie zaszkodziła.
Uważam, żadna inicjatywa, która zmierza do niesienia ulgi cierpiącemu, nie powinna być potępiana, zwłaszcza gdy my, lekarze jesteśmy bezsilni. Pasteur też nie był przecież lekarzem, a wiemy, że medycyna wiele mu zawdzięcza”.
Docent Stanisław Grabiec, kierownik pracowni biochemii i biofizyki Zakładu Parazytologii PAN stwierdził w reportażu „Mikroelementy Podbielskiego” wydrukowanym w „Ekspresie reporterów”, że lekarstwo nie jest preparatem przeciwko konkretnym chorobom, tylko służy zwiększaniu odporności organizmu. I w tym tkwi chyba sedno sprawy. Dlaczego więc do tej pory nie zainteresowano się lekiem oficjalnie?
Polski system rejestracji leków jest bardzo surowy i chwała mu za to. Lek trzeba najpierw sprawdzić w eksperymentach ze zwierzętami, później na losowo wybranych grupach chorych. Badania są tak skomplikowane, że bez przemysłu farmaceutycznego żaden lekarz klinicysta się ich nie podejmie ponieważ to przemysł właśnie ocenia wiele istotnych parametrów leku. W przypadku mikroelementów warto chyba zaryzykować przeprowadzenie badań.
Dr Podbielski zbiera życzliwe opinie i obietnice, które są później dotrzymywane, ale nie traci nadziei. Skończył 80 lat i sam stanowi znakomitą reklamę swojego leku. – Gdybym był lekarzem medycyny, sprawa wyglądałaby zapewne inaczej – mówi i zaraz uśmiecha się bo TP – lek, który nosi jego inicjały, działa tez dobrze na samopoczucie.
Autor: Ewa Dobrowolska